Wiedza, nie nauka; może jednak nauka?
Tematem moich dzisiejszych rozważań niech będzie tzw. wiedza rdzenna. Obserwuję, i wy pewnie też, dostrzegamy, coraz częściej czytamy, fascynujemy się kulturami rdzennymi. No może nie wszyscy ale mnie to zaraża coraz mocniej. Prawdopodobnie dlatego, że od trzech dekad jestem dość mocno zanurzony w tematyce rdzennych mieszkańców Australii.
Otóż wg według szacunków, na które natknąłem się w literaturze, ludy tubylcze stanowią zaledwie 5 procent światowej populacji, ale wciąż wykorzystują prawie jedną czwartą powierzchni ziemi i zarządzają 10 procentami lasów. Czyniąc tak, utrzymują lwią część bioróżnorodności naszej planety.
Na całym świecie naukowcy zwracają się ku tak zwanej tradycyjnej wiedzy ekologicznej, aby próbować zrozumieć tzw. naturalny świat.
Możemy ją sprowadzić do wiedzy o miejscach, które zostały pieczołowicie odkryte przez tych, którzy dostosowali się do niego przez tysiące lat. Ludzie, nasi praprzodkowie, polegali na tej szczegółowej wiedzy w temacie przetrwania.
Aby spojrzeć na to z jeszcze innej strony i złapać wątek, proponuję sięgnąć do przygód Robinsona Crusoe. Chyba każdy z nas się z nim zetknął lub słyszał. Jeśli nie w wersji książkowej to filmowej, a minęło niedawno 300 lat od powstania tej niezwykłej książki.
Lubię do niej wracać, mam wydanie z 1928 roku, gdzie starannie trzeba przewracać kartki, bo lubią wypaść. I cóż tam takiego jest? Dla jednych survival, dla innych przygoda. Ja patrzę na rozbitka Robinsona, jako „rdzennego” w cudzysłowie, który musi oswajać nieznany świat metodą prób i błędów, który musi sam zdobywać tradycyjną wiedzę, bo nikt mu jej nie przekazał. To bardzo powolny proces wymagający cierpliwości. I jak wiemy, Robinson radzi sobie dobrze, choć często ponosi porażki.
Jeśli teraz wyobrazimy sobie najstarszą cywilizację, której setki pokoleń testowały życie na danym terenie, to maluje nam się powoli obraz ich tradycyjnej wiedzy ekologicznej.
I więcej, współczesna antropologia wprowadza pojęcie etnosfery, która odnosi się do światowych kultur, i jest rozumiana jako suma wszystkich myśli i snów, mitów, idei, inspiracji, intuicji, stworzonych przez człowieka od zarania świadomości. To symbol wszystkiego, czym jesteśmy i wszystko, czym możemy być, jako …zadziwiająco dociekliwy gatunek.
Z jedną z takich kultur, której tradycja, prapoczątki sięgają nawet 80 tysięcy lat możemy się spotkać w Galerii Bielskiej BWA. Do 25.02 gości tam wystawa Ślady i znaki – malarstwo Aborygenów z Australii Centralnej (www.aboriginal-australia.art).
Jakie jest znaczenie sztuki aborygeńskiej dla nas i w jakim stopniu biały człowiek jest w stanie ją zrozumieć? Europejczykom, którzy zatracili bliski związek ze swoimi przodkami, malującymi w jaskiniach Altamiry i Lascaux, kontakt z kulturą rdzennych mieszkańców Australii daje okazję do refleksji nad własnym pochodzeniem. Współczesny JA zyskuje w ten sposób nie tylko rzadką sposobność wglądu w prapoczątki ludzkiej ekspresji, ale ma też powód do zastanowienia się nad bogatym zbiorem wartości kulturowych, nad dostępem do wiedzy, i metodami jej przechowywania, udostępniania setki pokoleń wstecz.
Wbrew pierwszym pozorom, kiedy oko oprze się na obrazach prezentowanych na tej wystawie, nie mamy do czynienia ze sztuką abstrakcyjną, dekoracyjną, tylko narracyjną. To malowane powieści i opowieści o Przodkach Totemicznych, o Robinsonach Crusoe sprzed dziesiątków tysięcy lat.
09.02 o godz. 17.00 zapraszam do Galerii Bielskiej na wykład. Szczegóły tutaj.