THE VOICE
Prawda i zagrożenia dla demokracji liberalnej By Barry Jones: „Niech ona i Fałsz zmagają się; kto kiedykolwiek widział, że Prawda została wystawiona na gorsze w wolnym i otwartym spotkaniu?”
– John Milton, Areopagitica (1644)
Referendum Voice było pierwszym referendum konstytucyjnym przeprowadzonym od 1999 r. Żaden Australijczyk w wieku poniżej 42 lat nigdy w nim nie głosował. W ciągu tych 24 lat świat zmienił się nie do poznania.
W listopadzie 1999 r. Australijczycy głosowali w dwóch jednoczesnych referendach, jednym w sprawie zostania republiką, a drugim w sprawie włączenia preambuły do konstytucji.
Propozycja preambuły była niejasna i nieszkodliwa w sformułowaniach. Uznała Boga, demokrację, tolerancję i uhonorowała „Aborygenów i mieszkańców wysp w Cieśninie Torresa, pierwszych ludzi narodu, za ich głębokie pokrewieństwo z ich ziemiami oraz za ich starożytne i trwające kultury, które wzbogacają życie naszego kraju”.
Preambuła została zaproponowana przez ówczesnego premiera Johna Howarda i opracowana przy pomocy poety Lesa Murraya. Partia Pracy ją poparła i nie było żadnej formalnej kampanii „Nie” ani ataku medialnego. Niemniej jednak referendum w sprawie preambuły przegrało bardziej zdecydowanie niż zaciekle kwestionowane referendum w sprawie republiki.
Co dziwne, ostateczne dane dotyczące preambuły z 1999 r. były niemal identyczne z wynikiem referendum w sprawie Voice w 2023 r.: 39,3 procent głosowało na „tak”, a 60,7 procent głosowało na „nie”.
Liberalna demokracja opiera się na racjonalnej debacie, gdzie dowody są weryfikowalne, obie strony posługują się wspólnym językiem i przyjmują odpowiedzialność za wprowadzenie w błąd. Jeśli demokracja ma przetrwać, będzie wymagać od każdego z nas zaangażowania się w twardą wiedzę, racjonalne kalkulacje, podstawowe wartości i upartą wolę położenia kresu możliwemu do uniknięcia cierpieniu.
W 2007 roku Howard obiecał, że w przypadku reelekcji zainicjuje referendum w sprawie uznania osób Pierwszych Narodów w Konstytucji. Przegrał i do referendum nigdy nie doszło. W kampanii referendalnej w 2023 r. zachęcał zwolenników „Nie” do „utrzymywania wściekłości”. Jaka to byłaby wściekłość? O czym?
W XXI wieku nastąpił paraliż woli. Byliśmy świadkami dziesięcioleci opóźnień i zaciemniania głównych kwestii globalnych.
Trzecim kluczowym punktem „Nie” było wykorzystanie idei „podziału”. To mistrzowskie posunięcie było Trumpowskie. Słowa zostały wzięte i zamienione w swoje przeciwieństwo. „Tak” zostało scharakteryzowane jako głos za podziałem, a „Nie” było głosem za jednością. Nie miało znaczenia, że było odwrotnie.
Price i Mundine argumentowali, że Voice ugruntuje podziały rasowe, przyznając mieszkańcom Pierwszych Narodów przywileje, których odmówiono by innym Australijczykom. „Podział” stał się głównym tematem sprawy „Nie” i okazał się zwycięski.
Price bezlitośnie wykorzystywał kwestię „jedności”. Jeśli widziała w oddali pożar, chętnie pomagała, przynosząc więcej benzyny. Powiedziała, że Australijska Komisja Wyborcza ingerowała w proces referendum i upierała się, że większość mieszkańców Pierwszych Narodów na Terytorium Północnym jest przeciwna Głosowi. Wielu jej uwierzyło, ale sondaż przeprowadzony 14 października wykazał, że w odległych społecznościach na „tak” głosowało ponad 70 procent.
Czwartym wśród czynników przemawiających za „nie” był ciekawy związek Australii z konstytucją. Dokument ten, nieprzeczytany i nierozpoznawalny w kontekście ewoluującej praktyki konstytucyjnej, przywoływany był w trakcie kampanii jako Święty Graal – czczony, niepoznawalny, nietykalny. Każde twierdzenie kampanii „Nie”, że Głos będzie „ryzykowny”, było w oczywisty sposób fałszywe, ale kult kraju dla źle zrozumiałej Konstytucji wystarczył, aby odstraszyć ludzi od zmian.
Po piąte, rząd i Yes23 bardzo niejasno wypowiadały się na temat struktury i uprawnień samego Głosu, nawet w ogólnym zarysie, co wyglądało na chybione, chociaż było zgodne z normalną praktyką w referendach.
Wreszcie, ogólnie rzecz biorąc, media odegrały haniebną rolę. To była kampania zdefiniowana przez Murdocha i Muska. Kłamstwa rozpowszechniane w mediach społecznościowych miały strategiczny cel: mieszkańcy Pierwszych Narodów otrzymaliby darmowe domy, darmowe samochody i bezpłatną edukację w prywatnych szkołach. Kampanię „Tak” rzekomo prowadziła Organizacja Narodów Zjednoczonych, Żydzi lub protekcjonalne elity miejskie. Głos najwyraźniej wypchnąłby miliony ludzi z ich ziemi. Podatki wzrosłyby wykładniczo, aby opłacić dobrobyt Aborygenów, a sam kraj byłby zmuszony przyjąć rodzimą nazwę.
Rządowi i kampanii „Tak” nie udało się bezpośrednio zaatakować tych kłamstw. ABC wykazało się nadmierną ostrożnością, a News Corp – brutalnością.
Elon Musk, najpotężniejsza osoba na świecie, stworzył „rząd cienia”. Jego algorytmy determinowały nasze wybory w sposób, z którego nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy. W mediach drukowanych i telewizji ma już większą władzę niż kiedykolwiek był Rupert Murdoch.
Ostatecznie głosowanie na „nie” składało się z wielu elementów. Byli obywatele mający pobieżne pojęcie o historii Australii, którzy jeszcze mniej wiedzieli o historii kolonii i Pierwszych Narodów, a jeszcze mniej o konstytucji. Byli ludzie rozczarowani instytucjami i procesami rządowymi, reagujący na decyzje, co do których mieli już negatywne zdanie.
Wielu z tych wyborców nie ma żadnego doświadczenia z ludźmi Pierwszych Narodów. Nie znają ich jako przyjaciół, nie spotykają się z nimi w swoich społecznościach. Niektórzy z nich byli lojalistami Koalicji, którzy trzymali się swoich przywódców. Niektórzy wyborcy byli zestresowani ekonomicznie i postrzegali referendum jako odwrócenie uwagi od oprocentowania kredytów hipotecznych i rosnących kosztów życia.
Byli i tacy, którzy dali się nabrać na teorie spiskowe w mediach społecznościowych, byli chrześcijańscy fundamentaliści, była część lobby górniczego i wielu pracowników kopalni. Zwolennicy jawnie rasistowskich partii i grup wsparcia stanowili prawdopodobnie około 12 procent wyborców; przesłania tych grup odbiły się echem wśród wielu innych.
Wystąpił także wpływ postępowych przeciwników Głosu, zwłaszcza senator Lidii Thorpe, która upierała się, że głos ten za bardzo poszedł na kompromis ze strukturami kolonialnymi. Należy do Ruchu Suwerenów Blak i argumentowała, że traktat i mówienie prawdy muszą mieć pierwszeństwo przed Głosem.
Trzydzieści bezpiecznych elektoratów federalnych Partii Pracy zagłosowało na „Nie”. W sumie około 30 procent wyborców Partii Pracy było przeciwnych Głosowi. Prawdopodobnie większość powróci w wyborach powszechnych, ale wymagane będzie bohaterskie przywództwo.
Nie było rozróżnienia pomiędzy zasadniczym „Nie”, rasistowskim „Nie”, zirytowanym „Nie” i niezaangażowanym „Nie”. Osoby, które głosowały na „Tak”, ogólnie rozumieły problem i z zadowoleniem przyjęły szansę na zniwelowanie różnic i zjednoczenie kraju.
Liberalna demokracja opiera się na racjonalnej debacie, gdzie dowody są weryfikowalne, obie strony posługują się wspólnym językiem i przyjmują odpowiedzialność za wprowadzenie w błąd.
Jeśli demokracja ma przetrwać, będzie wymagać od każdego z nas twardej wiedzy, racjonalnej kalkulacji, podstawowych wartości i upartej woli położenia kresu możliwemu do uniknięcia cierpieniu, parafrazując Leszka Kołakowskiego.
Pytanie, które mi pozostaje, brzmi: czy jesteśmy na to gotowi?
Źródło: