Select

Widgets

Sytuacja awaryjna

By Marek Tomalik on 11 grudnia 2023

Dawno nie pisałem recenzji filmowych. Mam pretekst, bo dopadło mnie arcydzieło. Obejrzałem dwukrotnie i nadal jest chęć wpatrywania się w Sytuację awaryjną, film, który od kilku dni unosi.

Czeskich braci mamy zaledwie 30 km dalej ale wcale nie znaczy to, że …ich dobrze znamy.

Film ma sporo wymiarów, rozprawia z wieloma kołtunami. Przede wszystkim jest to film antyakcji. Toczy się, z pozoru, niezwykle powoli, i jest farsą, stanowi perwersyjne antidotum na wysokobudżetowe filmy akcji z „poważnych” faktorii filmowych.

Co ciekawe, fabuła oparta jest na faktach, które w realu trwały 14 minut. Tu, za sprawą wizjonerskiej reżyserii zostały rozciągnięte do 106-ciu. Akcja toczy się po szynach, gdzieś na malowniczej prowincji czeskiej. Tam jednowagonowy pociąg rusza sam, w czasie kiedy będący na zewnątrz maszynista próbuje go w trasie naprawić. SYSTEM, oprogramowanie zamyka mu jednak drzwi, i ten – chcąc nie chcąc – musi za nim biec. Przez niemal cały film. Maszyna jest na tyle złośliwa, że jedzie może 5 km/h tak aby nie uciec ale wyczerpać trucht biegnącego po torach za nią maszynisty. Zaletą tej niskiej prędkości jest powolny ale spiralny rozwój sytuacji wewnątrz pociągu, przy znakomicie zbudowanej dramaturgii za pomocą lotnych dialogów i świetnej gry aktorskiej.

Pociąg porusza się powoli, wstecz do zaplanowanej rozkładem jazdy destynacji. Oszałamiające efekty specjalne kina akcji zastąpione są rozmowami najzwyklejszych pasażerów, których przypadkowy los połączył w jeden organizm. A ten mierzy się z zaistniałym problemem. I jako taki nie chce, ale musi radzić sobie sam. Każdy, z wyraźnie, i demokratycznie zarysowanych pasażerów, jest przeciwieństwem westernowego super-bohatera. Każdy z nich jest słaby, i, przy rozwoju sytuacji na szynach nie ukrywa swojej słabości, a nawet się nią dzieli. A są to nasze słabości przeróżne, te bardziej i mniej wstydliwe. Terapeutycznie, półświadomie, bo w oparach absurdu, łatwo się z nimi utożsamić. I w tym jest MOC!

A to wszystko na „torach” dawno opanowanych mistrzowsko przez Czechów, „pociągiem” po sprawach trudnych, z nieznośną – dla nas – lekkością bytu. Przykładów kinowych mam wiele, bo od lat obserwuję kino, które bywa skrajnie inteligentne, a przez to mało dostępne. Toteż u nas – ten brak zrozumienia – utożsamia się często z dezaprobatą, której imię „czeski film”.

Wysokich lotów absurdalny humor krzyżuje się z sytuacjami z życia najzwyklejszych ludzi. Dla przykładu religijne animozje chrześcijańsko-islamskie ślizgają się tu na skórce z banana, czyli tak lekko, że nawet ortodoksi z obu biegunów nie są w stanie się dopiąć, a co dopiero napiąć. Co najwyżej, mogą czuć się nieco ośmieszeni. Ale nie wyśmiani. To wielka i rzadka umiejętność. Podobnie pada mit wojennego kombatanta, który …demistyfikuje się sam.

Poza anty-akcją w samobieżnym pociągu-wagonie, toczy się akcja także i poza nim. Dotyczy lokalnych, samorządowych notabli, którzy sposobią się do kolejnych wyborów. I, uśpieni w ślepym narcyzmie, kombinują czy mają do wykorzystania okazję, czy to raczej podstęp. Podstęp, spiskowo, bo pociąg, już li którym gwałtownie interesują się media, zdobi grafika z ich wyborczymi twarzami, więc może …ich adwersarze ten skecz na torach spreparowali, by negatywnie wykorzystać ich wizerunek.  Okazja, bo w bełkotliwym przekazie w mediach będzie można strugać amerykańskiego bohatera, że wszystko pod kontrolą, że służby są w pełnej gotowości, etc. Ale to widz jest tu przy władzy, i wie, widzi, że nic nie jest pod kontrolą, że pozorna walka i zaangażowanie w rozwiązanie problemu są żenujące, że im, notablom, idzie wyłącznie o smarowanie ego. Wszędzie, zawsze, i za wszelką cenę.

Tak, to jest kino obywatelskie! Kino, które uczy myślenia, daje dystans do siebie, spraw wokół, nie obrażając przy tym nikogo ale konsekwentnie nazywając rzeczy po imieniu. Przeciwieństwo hipokryzji. Społeczny detoks.

Polecam Sytuację awaryjną także twórcom polskiego kina, którym daleko do czeskiej lekkości, ale i …filmowej sprawności. Od czasów wizjonerskiego perfekcjonisty Wojciecha Hasa, który dał nam kino światowego formatu, na przyzwoitym poziomie wydarzyło się w polskim kinie niewiele. Wyjątkiem, poza Lechem Majewskim, który raczej nie robi polskiego kina, są nowi „Chłopi”, których mogę chwalić, bo to kino, choć nie lekkie jak czeskie, ale zawiera niemal wszystko co dla kina dobre, przede wszystkim prawdziwe emocje. O tym jednak kiedy indziej.

„Chłopi” zassali 30 mln złotych. Nie zdziwiłbym się, że Czesi „Sytuacje awaryjną” zrobili za dziesiątą część tej kwoty. I oba arcydzieła. Ekonomia pozostaje jednak po drugiej stronie Olzy.  

Warto uczyć się kina od Czechów, także, a może przede wszystkim gry aktorskiej, bo tam aktorzy grają nie siebie, jak to bywa często w polskich filmach, tylko postaci kreowane na ekranie. I robią to warsztatowo cholernie dobrze, rzetelnie, uczciwie.  

To wszystko jw. to wyłącznie moje opinie, i wszelkie do nich prawa mam zastrzeżone. HAWK.

Jeśli zainteresowałem – szukaj na VOD:

„Sytuacja awaryjna”/ „Emergency Situation” / „Mimořádná událost”, reż. Jiří Havelka, 2022

Loading