Przesyt vs niedosyt
W niebywałym natłoku informacji bezpowrotnie ginie potrzeba rzetelnego i misyjnego dziennikarstwa. Misyjnego, bo rozwijającego wiedzę o świecie bliższym i dalszym. To chyba nie tylko moje zdanie. I ubolewam, bowiem to także i moja działka.
Codziennie, co godzinę, co sekundę, jesteśmy bombardowani potokiem njusów. Człowiek nie jest w stanie ani się temu oprzeć ani tego przerobić. Ten przesyt rodzi jednak niedosyt.
Skuteczną przeciwwagą dla słabnącego wciąż dziennikarstwa jest współczesny rynek książki, zwłaszcza ten mniej …zależny. Potwierdzają go tłumy ludzi na targach, nawet na tak fatalnie organizowanych jak Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie.
Tłumy dowodzą głodu czytelnictwa.
I co z tego, że ludzie najchętniej sięgają po chwytliwe kryminały i romanse? Każda książka w sposób trwały rozwija wyobraźnię i uczy przyjaźni z tym niedocenionym medium. Jeśli sięgamy po jedną, z biegiem czasu sięgniemy po drugą. Jak spacer, ważne jest oczytanie, wczytanie, po stronach przespacerowanie, i, jak do pięknego kwiatka/akapitu wracanie.
Po pewnym czasie cieszą oko i umysł te trudniejsze, dające odpowiedzi na pytania o sens tego co robimy, kim jesteśmy, skąd jesteśmy i dlaczego robimy to co robimy. Książka to nie intercity, nie musi się spieszyć, ma szansę, a nawet obowiązek dać obraz szeroki.
Obraz świata w którym żyjemy warto zburzyć lub choćby dopuścić, że coś jest inaczej niż nas uczono, niż większość pojmuje, i co jeszcze gorsze – nazywa prawdą. Takie hece dzieją się w fizyce kwantowej, która w naszych czasach wywraca edukacyjny porządek do góry nogami, albo i lepiej powiedzieć strąca go z piedestału.
Dam dzisiaj przykład jednej tylko książki, którą niedawno połknąłem. „The First Astronomers” to dzieło astronoma Duane’a Hamachera, pracownika naukowego Monash Indigenous Studies Centre w Melbourne. W jakie rewiry ta książka prowadzi? Generalnie do starożytnego świata obserwacji nieba przez rdzennych Australijczyków.
W celu zrozumienia świata ludzie niezależnie rozwiali swoją naukę, a to znaczy tyle, że nasza zachodnia nie jest jedyną. Ale się wokół niej niezmordowanie kręcimy.
To jaka ona jest?
Wyekstrahowana. A tamte stare kultury były powiązane z całym systemem, ze wszystkim… U nich nauka miksowała się z kulturą, wierzeniami, uczuciami, legendami, z tym co dookoła. Była od świata i życia nieseparowana. Hmm, a kultura dla Homo sapiens, była, i jest, i pozostanie tlenem, pokarmem życia… Co ciekawe, w wiedzy rdzennej obserwator zawsze był częścią obserwacji, a nie jak we współczesnej fizyce kwantowej wyłącznie obserwatorem zewnętrznym…
I temu podobne i temu pochodne. Ale to ledwie błysk jednej gwiazdy …
Książka została wydana w tak zwanym drugim obiegu, poza marketingowym rynkiem bestsellerów. Jej przekaz rozchodzi się pocztą pantoflową. Takich jest więcej, teraz całkiem sporo, trzeba tylko umiejętnie szukać i chcieć czytać. I zamknąć TV, bo rozleniwia, wręcz zabija myślenie i odbiera piękno poznania wciąż obcego nam świata.
Co …nie było do udowodnienia.
PS. Na ciąg dalszy opowieści, nie tylko o niebie Australii, zapraszam już dzisiaj do bielskiej BWA 12.01.2024.