Do siego Regresu!
Nowy Rok, kalendarzowe przejście, dla wielu wciąż często z blaskiem i hukiem. Czas podsumowań Starego i oczekiwań wobec Nowego. Reasumpcją starego zajmą się kuglarze od żonglerki statystykami. A ja się wolę zająć przyszłością. Bo jeszcze bardziej spekulatywna, otwarta na abstrakcje. I jako taka staje się w tym czasie pożywką naszych fantazji.
To ja sobie, a także – z pewną nieśmiałością – szanownemu otoczeniu zrównoważonego regresu w Nowym Roku życzę.
Aby wpuścić w to światło chcę wrócić do wigilii sprzed kilku lat, kiedy dorosłym już synom tłumaczyłem, że niebawem nadejdą czasy, że ludzie w domach przy wigilijnym stole będą się ścigać, licytować kto na tym stole ma mniej. Patrzyli na mnie wtedy z politowaniem, bo widzieli w tym uwiąd, w dodatku ani trochę oryginalny. I na dobrą sprawę tak pozostało po dziś dzień, i noc. Choć wigilijny wypas na stołach się skurczył, to jednak skurczył nieznacznie. Przeszły zimy i lata, a ja bynajmniej zdania nie zmieniłem, i tę idealistyczną iskierkę nadal w sobie noszę. Dziś mogę nazwać ją nawet zarzewiem.
Bo jeśli nasza cywilizacja mówi o rozwoju zrównoważonym, to moja zachłanność krzyczy o zrównoważony regres. Jak to rozumiem? Dość prosto, może i prostacko: użyć dostępnych narzędzi, najnowszych technologii do wykonania kroku wstecz. Do kroku w MNIEJ. Kroku świadomego. Aby to nastąpiło potrzeba światła i zrywu. Świadomości. Poprzez przejrzystą edukację. Tę szkolną i poszkolną, nawet i po uniwersytecką.
Edukacja szkolna: mniej przedmiotów, przy równoczesnym wprowadzeniu …nowych. Te udoskonalone, to m.in. bardziej świadoma informatyka. Na poziomie bardziej praktycznym, czyli np. jak unikać przestępstw, przemocy w sieci. Wszystko na ciągle up-datowanych przykładach. Przy jednoczesnym, świadomie regresywnym, czasie wirtualnej ekspozycji. Bo dłuższe przebywanie przed ekranem oznacza większe wypalenie, cyfrowo-immunologiczne osłabienie. Wśród nowych przedmiotów np. dietetyka, czyli nauka spożywania, z regresem podaży najbardziej dostępnych trucizn, jak alkohol, cukier, czy narko-farmaceutyki na planie pierwszym. I tym podobne, i tym pochodne. I więcej sportu, w realu ruchu.
Fajna utopia, nie?
Ponadto przemodelowanie edukacyjnej pracy nad pozyskiwaniem wiedzy, bo jej szybko dostępny nadmiar jest już dawno pod palcem w kieszeni. W miejsce podręcznikowej recytacji i oceny tejże recytacji. Zyskany czas można poświęcić na dyskusję nad drogami pozyskiwania tej wiedzy, jak i sposobów jej praktycznego zastosowania. I spacer w profesorem w uniwersyteckim parku.
Mam sygnały, że na niektórych wyższych uczelniach tak się już dzieje. Na wykładach bardziej świadomych profesorów, którzy zamiast recytacji wytartych czasem skryptów, schodzą z ambony i wespół ze studentami rozwiązują konkretne problemy. W tle takich działań udoskonalają się drogi dostępu do wiedzy, do jej właściwej selekcji i interpretacji. W tym wypadku smartfony i tablety nie są rozpraszającym wykład gadżetem. Stają się narzędziem. Egzamin na podobnych zasadach – nie polegający na oratorskim zaprezentowaniu ilości opanowanego materiału, tylko z rozwiązaniem konkretnego problemu, czy też zaprojektowanie użytecznej, tu i teraz, np. architektonicznej kreacji. To spycha wykładowczy typ nauki do lamusa ale tam już jego miejsce od dawna. Idzie mi o to, aby te nowe zwyczaje szczepić w profilu edukacyjnym w dół, z uniwerku po przedszkole. Regres kucia, progres myślenia!
Zaś edukacja poszkolna – to ta oparta o wzmocnienie świadomości klasy produkcyjnej, – jak wyżej – świadomości informatycznej, i dietetycznej, – z pomocą organizowanych przez państwo lub/i kooperatywę szkoleń połączonych z czynnym obywatelskim działaniem, np. w postaci zgody na regresywną podaż alkoholu w handlu …i poza nim.
Jak? Otwórz oczy!
Na początek poprzez wycofanie go z reklam, seriali, etc., ze sprzedaży na stacjach benzynowych. Później poprzez zrównoważony regres obecności trucizny w przestrzeni handlowej. Dziś jest to największa, najbardziej eksponowana część powierzchni sklepowych, zwykle przy wejściu/wyjściu doń, co powszechna świadomość interpretuje jako zachętę, uświęcony tradycją dopust rytuału, wręcz …patriotyczny „zryw”. Dziura w budżecie? Spoko, w długofalowym profilu ekonomicznym przychody z akcyzy alkoholowej zrekompensują mniejsze wydatki na służbę zdrowia. To pewne.
Alco fiction! Fajna utopia, nie?
Na koniec w regresywnych rozważaniach skupiłem się na alkoholu, choć dotyczą one także cukru oraz big i small pharma-dopalaczy. To socjotechnika, manipulacja, celowe działanie, bo na noworocznym kacu, kiedy procenty chwilowo wejść już dalej nie chcą, łatwiej TO przełknąć. Łatwiej, bo w osłabieniu i poczuciu winy. Ale trzeba być czujnym i nie dać się zwieść.
Do siego! YOLO!